Wierzę, że nie bez powodu czytasz te słowa – być może jest tu coś, co powinno dotknąć właśnie Twojego serca.
Pierwsza Miłość
Na początku studiów zaintrygowało mnie wydarzenie organizowane przez Ruch Akademicki Pod Prąd „Spotkanie z byłym gangsterem”. To tam pierwszy raz na żywo usłyszałem opowieść o tym, jak Bóg dotknął i całkowicie przemienił życie człowieka. Zgodziłem się na osobiste spotkanie, w którym misjonarz wyjaśnił mi, na czym polega Dobra Nowina, dlaczego Jezus za mnie umarł i że przez przyjęcie Jego ofiary jestem zbawiony z łaski. Byłem zdziwiony, jak oczywiste i proste jest to przesłanie, ponieważ do tej pory tego nie rozumiałem. Tego samego wieczora pomodliłem się, by Jezus zamieszkał w moim sercu.
Syn Marnotrawny
Widzę teraz, że mimo regularnych grup biblijnych i angażowania się w RAPP, w dużej mierze zatrzymałem się na tym, że Jezus jest moim Zbawicielem, natomiast panem swojego życia wolałem zostać sam. Skupiłem się na karierze i na tym przez lata budowałem swoją wartość. Ważne było, ile zarabiam, w jak prestiżowej firmie pracuję, jaką mam nazwę stanowiska, jak inni mnie postrzegają. To wszystko dawały mi duże korporacje i praca w finansach. Niestety nie dało mi to tego, czego naprawdę potrzebowałem – poczucia sensu, misji, spełnienia. Dosyć szybko się wypaliłem, pandemia przyspieszyła ten proces. Zacząłem zmieniać pracę z nadzieją, że „tu będzie lepiej”, ale nadal patrzyłem głównie na pieniądze, prestiż i uznanie w oczach innych.
W ostatniej korporacji trafiłem na przemocowe zachowania, byłem ofiarą agresji aktywnej i pasywnej. Bardzo źle mi się pracowało, czułem się, jakbym tam chodził za karę. Mój organizm odczuwał skumulowane emocje i dawał mi jasne znaki, że jest źle. W końcu, ku własnej radości, zostałem zwolniony. Nie powiedziałem o tym nikomu z wyjątkiem żony, wstydziłem się i nie chciałem czuć presji ze strony rodziców. Niestety byłem tak zraniony i zawstydzony, że nie potrafiłem znaleźć innej pracy. Mijały miesiące, a ja trwałem w beznadziei, okłamując moją rodzinę i przyjaciół, że jest wszystko dobrze. Zacząłem myśleć, że jestem bezwartościowy, bo przecież nie wnoszę żadnej wartości nie pracując, a fundament o nazwie „kariera” się rozsypał. Uważałem, że nikomu nie jestem potrzebny i jakby mnie nie było, to nic by się właściwie nie zmieniło. Na szczęście Bóg zainterweniował.
Powrót do Domu Ojca
Na jednym ze spotkań RAPP kolega opowiedział mi o wyjeździe na 5-dniowe rekolekcje ignacjańskie, które dużo mu dały. W krótkim czasie usłyszałem o tych rekolekcjach kilkukrotnie, z różnych źródeł. Wtedy pomyślałem, że co mi szkodzi, nie mam i tak zbyt wiele do stracenia – pojadę. To był marzec 2024.
Już pierwszego wieczora, przy czytaniu dziewiętnastego rozdziału z Pierwszej Księgi Królewskiej, gdy Bóg mówi do Eliasza chowającego się w jaskini: „Co ty tu robisz, Eliaszu?”, usłyszałem, jakby mówił do mnie: „Co ty tu robisz, Amadeuszu?”. I mówi do Eliasza: “Wejdź na górę i stań przede Mną”, więc wyszedłem na taras, który był na dachu budynku. Modliłem się: „Nie wiem, Panie, co tu robię, nie wiem, czemu mnie tu sprowadziłeś, ale Ty działaj, oddaję się Tobie w pełni”. Kolejnego dnia, kiedy rozważałem stworzenie świata i człowieka, Bóg jakby zrzucił z moich oczu ciemne okulary, przez które patrzyłem na siebie i na świat – zacząłem dostrzegać kolory i stanąłem w prawdzie o sobie. Zobaczyłem siebie jako syna marnotrawnego i Ojca, który mnie przytula, poczułem fizyczną bliskość, ciepło, pokój. Zauważyłem, że opuściłem Ojca w swoim egoizmie z myślą, że mam lepszy pomysł na życie, że tam są ciekawsze rzeczy, które dadzą mi to, czego pragnę. Ale bardzo się pomyliłem, bo to On jest chlebem życia i wodą, po której wypiciu nikt nie będzie już pragnął. To On spełnia te najgłębsze, często nieuświadomione pragnienia. I to On jest fundamentem, skałą, a ja budowałem na piasku.
Zrozumiałem wtedy trzy prawdy o sobie. Po pierwsze, że należę do Niego, stworzony i wymarzony przez Boga, na Jego obraz i podobieństwo. Że jestem przybranym synem, a On moim Ojcem. Zrozumiałem, że głównym celem jest kochać Boga, chwalić, czcić i służyć Mu we wszystkim, co robię. A świat, który On stworzył, wszystko, co mi podarował, wszystkie talenty i zasoby, mam wykorzystywać, by służyły głównemu celowi.
Syn mój był umarły, a ożył; zaginął, a odnalazł się
Pojechałem na rekolekcje jako tak naprawdę złamany człowiek w depresji, choć w zakłamaniu nie potrafiłem tego przyznać, a wróciłem odmieniony, pełen energii, planów, chęci do życia i służenia. Z perspektywy kilku miesięcy mogę potwierdzić, że nie było to chwilowe uczucie, a trwała zmiana. W końcu mogę na 100% stwierdzić, że Jezus jest nie tylko moim Zbawicielem, ale też Panem i to On zasiada na tronie mojego życia. Pragnę żyć i pracować w Jego winnicy. Już nie za pieniądze czy uznanie, ale z miłości, wdzięczności i radości służenia Jemu – gospodarzowi winnicy i mojemu Ojcu. Nie jako niewolnik czy najemnik, ale jako syn i dziedzic – żyć, działać, służyć i pracować na Jego chwałę.
© Ruch Chrześcijański Mt28. Wszelkie prawa zastrzeżone.