Słowo „prawda” przez wiele lat wyrażało bardzo cenną ideę, lecz również kojarzyło mi się z bolesnym konfliktem w rodzinie. Urodziłem się i wzrastałem w państwie socjalistycznym, rządzonym przez ludzi, którzy sięgali po kłamstwo by utrzymać swoją pozycję i wpływy. Szukałem więc prawdy w zachodnich programach radiowych. Informacje, które tam znajdowałem sprawiały, że coraz bardziej traciłem szacunek do władzy politycznej.
Moi rodzice byli religijni. Co tydzień całą rodziną chodziliśmy do kościoła. A jednak wybuchł miedzy nimi spór o rozumienie wiary. Ojciec okazywał lojalność wobec Kościoła, mama zaczęła się buntować może nie tyle wobec głównych prawd wiary, co wobec nieszczerości niektórych praktyk i dosyć powszechnej w naszym środowisku hipokryzji religijnej. Znała osoby, które nie przestrzegały nauki moralnej Kościoła, choć ją oficjalnie popierały. Niektóre z nich odgrywały ważną rolę w naszej parafii. Spór między rodzicami narastał, niemal codziennie byłem świadkiem ich gorących dyskusji. Często padało w nich słowo „prawda”, choć nie wiedziałem po czyjej stronie ona stała. Bunt mamy okazał się dla mnie bardziej atrakcyjny niż konserwatyzm ojca. W ślad za nią przestałem ufać przywódcom duchowym. Jednak nadal regularnie chodziłem do kościoła.
Kiedy kończyłem studia byłem już na tyle dojrzały, by spostrzec, że w moim życiu istnieje podobny rozdźwięk między praktykami religijnymi a jakością moich więzi z bliskimi, z moją własną prawdomównością i uczciwością. Nie czułem się z tym dobrze. Chciałem się jakoś zmienić, ale nie wiedziałem jak. Nie ufałem żadnym autorytetom, nie wiedziałem na czym mam oprzeć swoje życie.
Pewnej niedzieli wybraliśmy się wraz z moim bratem na spotkanie studenckiej wspólnoty biblijnej, którą polecił nam ktoś ze znajomych. Pierwszy raz w życiu usłyszałem tam wykład dłuższego fragmentu z Pisma Świętego (był to 7 rozdział Listu do Rzymian). Jego treść poruszyła mnie do tego stopnia, że zacząłem regularnie uczestniczyć w spotkaniach dyskusyjnych nad Biblią. To właśnie wtedy zrozumiałem istotę chrześcijaństwa. Odkryłem, że polega ono nie tyle na wypełnianiu praktyk religijnych, co na osobistej więzi z Żywym Bogiem, który najpełniej objawił się przychodząc na świat w ludzkiej postaci jako Jezus Chrystus. Zrozumiałem też, że muszę świadomie wybrać, czy chcę za Nim (za Bogiem) iść, czy też żyć po swojemu. W listopadzie 1986 roku podjąłem decyzję, by powierzyć swoje życie Jezusowi.
Stopniowo zacząłem zauważać w moim myśleniu i zachowaniu pewne zmiany. Pierwszą było głębokie pragnienie poznawania Biblii. Czytałem ją codziennie, szybko skończyłem Nowy Testament, zacząłem czytać też księgi Starego Przymierza. W ciągu 3 - 4 miesięcy Pismo Święte stało się najważniejszym autorytetem w moim życiu, mówiącym prawdę o Bogu, o przyszłości, o tym co dobre, a co złe i o mnie samym. Zacząłem też dostrzegać zmiany w mojej postawie wobec ludzi i w moim charakterze. Nie pracowałem nad nimi, pojawiły się niespodziewanie tak, jakby ktoś zaczął przemieniać mnie od wewnątrz. Nie mogłem tego wyjaśnić inaczej niż jako skutek duchowej obecności Jezusa we mnie.
Od tamtej mojej decyzji minęło już ponad 30 lat. Nadal studiuję z pasją Pismo Święte, wielokrotnie przeczytałem je w całości. Oparłem swoje życie na trwałym, niezmiennym autorytecie Jezusa Chrystusa. On jest Prawdą, której szukałem.
Janusz
© Ruch Chrześcijański Mt28. Wszelkie prawa zastrzeżone.